Pewnego dnia, gdzieś na początku marca, obudziliśmy się w serialu science-fiction, ze scenariuszem globalnej pandemii. Przez ostatnie tygodnie udało nam się oswoić obawy przed samym wirusem, a być może i opanować samego wirusa, ale kolejne tygodnie izolacji i obostrzeń spowodowały straty gospodarcze, które będą teraz trudne do odrobienia.
Niemożliwe jest przewidzenie co zdarzy się w kolejnych odcinkach, które życie właśnie pisze (ci, którym się to uda będą zwykłymi farciarzami), ale bez wątpienia naszą rzeczywistość w najbliższych miesiącach będą wyznaczały 3 główne czynniki:

  1. Opanowanie wirusa - czy będziemy w stanie kontrolować rozprzestrzenianie wirusa, a służba zdrowia będzie w stanie zapewnić odpowiednią opiekę pacjentom, którzy tego potrzebują? Czy wirus będzie mutował w łagodniejszą czy ostrzejszą stronę?
  2. Ekonomia - jaki scenariusz gospodarczy nas czeka? Czy będzie miał kształt V czy U, a może L? Czy wdrażane interwencje publiczne będą skuteczne?
  3. Zachowania - szybkość dostosowania do powyższych dwóch czynników - zarówno w wymiarze osobistym, jak i gospodarczym

Wait or Innovate?
Pytanie z pozoru retoryczne (już słyszę te kwieciste odpowiedzi panelistów na jednej z nieodbywających się konferencji), ale czy faktyczna odpowiedź i następujące działania też? Gdy za oknem robi się ciepło, rząd znosi kolejne obostrzenia, a ludzie coraz chętniej wracają do życia społecznego, pojawia się pokusa, żeby "to przeczekać". Tylko czy jest na co czekać? Czy wszystko wróci do "normy" i czy "norma" istnieje?

Wszystko wskazuje również na to, że przed nami nie tyle koniec epidemii, co otwarcie nowej rzeczywistości gospodarczej i społecznej. A przede wszystkim początek głębokiego kryzysu, którego skalę ciężko jest jeszcze oszacować.
Okazuje się, że większy wpływ na gospodarkę mają nie tyle same obostrzenia, co nasze zachowania i obawy.


Okazuje się, że większy wpływ na gospodarkę mają nie tyle same obostrzenia, co nasze zachowania i obawy. Otwarcie galerii handlowych nie przełożyło się na błyskawiczny powrót klientów, przez co już wiele marek marek musiało ograniczyć ilość lokalizacji, a niektóre wycofały się z Polski lub całkowicie zamknęły swoją działalność.

Trwająca dwa miesiące izolacja, obawy o zdrowie, przyszłość, finanse poważnie zmieniły nasze zachowania i przyzwyczajenia, z których wiele, mimo otwarcia, zostanie z nami na dłużej. Potrzeba szybkiego przystosowania się wymusiła digitalizację wielu branż i procesów. Obawa o utratę finansów przełożyła się na ograniczenie wydatków - zarówno prywatnych, jak i firmowych. Zamknięci w domach, zostaliśmy zmuszeni do pracy zdalnej, która okazała się nie tylko możliwa, ale i zupełnie przyjemna, a dla wielu nawet bardziej efektywna.

Oczywiście ostatnie miesiące niektórym firmom przyniosły prawdziwy boom - wygrały te oferujące dostawy, środki ochrony, komunikację i rozrywkę online. Ale w większości przypadków nie jest to przykład wielkiej biznesowej intuicji, a raczej kwestia przypadku - po prostu były one we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Wiele z nich w praktyce wykazało się słabym refleksem, niesprawnością organizacyjną i kruchymi łańcuchami dostaw, co ograniczyło potencjał rozwoju. Nie mogąc sprostać zwiększonemu zapotrzebowaniu utraciły zapewne część przychodów, a może i otworzyły pole dla nowych podmiotów, które były w stanie zaoferować prostą usługę, której akurat brakowało (np.osiedlowe dostawy do domu).



W kwestii transformacji cyfrowej ostatnie dwa miesiące przesunęły nas kilka lat naprzód. Branże i sektory, które nieśmiało - jako dodatek, wykorzystywały kanał online musiały stać się "digital natives". Dziś okazuje się, że lepiej, taniej i wygodniej jest spotkać się na video, zamówić obiad czy zrobić zakupy online.


Oczywiście, doświadczenie cyfrowe jest wciąż w wielu wypadkach uboższe niż offline, ale spodziewam się, że w najbliższym czasie ograniczenia takie jak brak możliwości przymiarki czy wykonania odpowiednich badań lekarskich zostaną w dużej mierze przezwyciężone. Technologie umożliwiające skanowanie 3D czy zdalną diagnostykę medyczną są już dostępne od stosunkowo długiego czasu, ale do tej pory nie miały jeszcze szansy na masowe wykorzystanie - były ciekawostką, a niedługo staną się standardem.
Nie jest przy tym tak, że koronawirus przyniósł nowe trendy, ale raczej wzmocnił i przyspieszył niektóre z nich.
Nie jest przy tym tak, że koronawirus przyniósł nowe trendy, ale raczej wzmocnił i przyspieszył niektóre z nich.

Wystarczy przyjrzeć się jednemu z obszarów, który dotknął większość pracowników biurowych - pracy zdalnej, żeby zobaczyć nie tylko bezpośrednie skutki, ale i szereg dalszych konsekwencji.

Praca zdalna to:
  • Przyspieszona adopcja narzędzi cyfrowych w firmach oraz rozwój samych narzędzi w odpowiedzi na potrzeby użytkowników i rosnącą konkurencję
  • Zmiana sposobu współpracy w zespołach i sposobów zarządzania
  • Potrzeba reorganizacji przestrzeni domowej i zmiana funkcji przestrzeni biurowej
  • Work-life blend – zamiast od 9 do 17, pracujemy wtedy kiedy jest to możliwe i konieczne
  • Nowe miary rozliczania zespołów – zastąpienie wynagrodzenia za siedzenie w biurze efektywnościowymi miarami
  • Digital identity – wszyscy widoczni są na takich samych ekranach, z kwiatkiem lub ścianą w tle; nie ma miejsca u szczytu stołu, a skrojone na miarę garnitury nie są widoczne
  • Łatwiejsze wyprowadzki poza miasta – jeśli nie muszę dojeżdżać codziennie do centrum, to mogę mieszkać znacznie dalej od miejsca pracy, gdzie żyje się taniej i spokojniej
  • Zmiany w centrach miast - mniej osób dojeżdżających do centrów miast do pracy to również zmiany w samej przestrzeni, rodzajów działalności ?????
  • Problem komunikacji publicznej, przewożącej mniej pasażerów, bardziej obawiających się o swoje zdrowie, więc wybierających własne auto
  • Przekwalifikowanie – zmiana zawodów - dostępność pracy niezależnie od miejsca zamieszkania
  • Gig-works – dodatkowe zajęcia, aby poprawić domowy budżet
  • Zmiany w benefitach pracowniczych - kolorowe biuro i owoce mogą mieć mniejsze znaczenie
Antycypując przyszłość, innowacyjne firmy mogą stać się jej współtwórcami i pierwszoplanowymi aktorami.
Jaka będzie przyszłość?

Tego niestety nie wie nikt, bowiem mierzymy się z sytuacją bez precedensu i w braku danych oraz jednoznacznych sytuacji referencyjnych możemy jedynie budować przypuszczalne scenariusze. Świat nawet bez pandemii i globalnego ocieplenia, stał się zbyt złożony, żeby realnie móc przewidzieć, co stanie się nawet w perspektywie kilku lat. Musimy więc powstrzymać nasze przywiązanie do prognoz, od których oczekujemy potwierdzalności i zadowolić się scenariuszami, które teraz będą kluczowe w budowaniu strategii innowacyjnych firm.

Nie chodzi przy tym o to, żeby przewidzieć, ale żeby zacząć widzieć i wyobrażać sobie możliwości, a także żeby zacząć przygotowywać organizacje, zespoły i umiejętności na elastyczne stawienie czoła nadchodzącym zmianom. W gruncie rzeczy bowiem nie ma większego znaczenia co będzie - ważniejsze jest jak do tego podejdziemy i czy uda się przekuć niepewność i zmianę w korzyść.

W naszej codziennej pracy wykorzystujemy regularnie narzędzia i metodologie pozwalające na mapowanie czynników zmian (m.in. technologicznych, społecznych, gospodarczych, środowiskowych) i budowanie scenariuszy rozwoju. Ich ideą nie jest dokładne przewidzenie co będzie, ani jak potoczą się losy danej technologii, ale wyobrażenie sobie jakie skutki na różnych poziomach mogą nastąpić, uruchamiając przy tym lawinę kolejnych konsekwencji.

Daje to również dozę pewności - samodzielnie rozwijając gamę scenariuszy, od tych najlepszych do najgorszych, łatwiej jest się do nich przygotować, przenosząc uwagę na wymagające interwencji czy inwestycji obszary. Antycypując przyszłość, innowacyjne firmy mogą stać się jej współtwórcami i pierwszoplanowymi aktorami. Nie bez znaczenia jest również uzyskanie pewnej spójności myślenia w zespole.
Gdy recesja zagląda na giełdy, bezpieczniejsze wydaje się trwanie przy sprawdzonych modelach biznesowych i nieeksperymentowanie z nowymi niepewnymi konceptami.
Innowacje w kryzysie

Pod wieloma względami w czasach prosperity wszystko wydawało się łatwiejsze - powszechne było przekonanie, że wszystko wciąż może rosnąć, finansowane niemal niewyczerpanymi zasobami gotówki. Ale z punktu widzenia innowacji wcale niekoniecznie tak było. Gdy biznes idzie świetnie, słabnie potrzeba odkrywania i budowania nowego. Świat zalewa fala niepotrzebnych, generycznych produktów i startupów. Gdy dodatkowo zwiększa się presja na zyski, pojawia się pokusa forsowania małych rozwiązań optymalizacyjnych i bezpiecznych nowości (nowe warianty). Otwiera się korporacyjny "teatr innowacji" - pozorowanych działań.

Można powiedzieć, że koronawirus dorobił brakujący slajd-anegdotę do mojej prezentacji. Coś jednak może się zawalić! Kodak już przestał straszyć - wszyscy znali, a niektórzy nawet rozumieli tę historię porażki. Dużym firmom, a z takimi najczęściej pracujemy, często w ogóle trudno było sobie wyobrazić, że świat może być inny; że mogą nie być liderami, albo że ich produkt może przestać być komukolwiek potrzebny. Gdy na warsztatach z modeli biznesowych zachęcaliśmy do tworzenia nowych koncepcji, przedstawicielom wielu firm ciężko było w ogóle wyobrazić sobie potencjalne możliwości czy wymienić zagrożenia dla ich biznesu lub ryzyka związane ze stosowanym modelem biznesowym. Gdy pojawił się koronawirus, niektóre firmy w ciągu tygodnia traciły 30%, 50%, a nawet 80% swoich przychodów!

Gdy recesja zagląda na giełdy, bezpieczniejsze wydaje się trwanie przy sprawdzonych modelach biznesowych i nieeksperymentowanie z nowymi niepewnymi konceptami. Ale to pułapka - desperacka obrona core businessu w czasie gdy wszystko się zmienia, to ewidentne podłożenie się nowym, dynamicznym graczom.

Gdy jak na dłoni widać zmiany gospodarcze i społeczne, powinno być łatwiej rozmawiać o resecie, czystej kartce, dostosowaniu się, wyjściu na inne pola. Każdy dotychczasowy kryzys przyniósł wiele nowych rozwiązań i startupów.


W czasie prosperity dla młodego absolwenta intratna (i z przyszłością!) posada w korporacji jest zawsze kusząca, ale gdy pojawia się recesja, miejsc stażowych i pracy dla wchodzących na rynek pracy niedoświadczonych studentów i absolwentów brakuje najbardziej (średnio ich kariery potrzebują 8-9 lat więcej). Ci młodzi, odważni i zmotywowani "digital natives" uruchomią masę nowych biznesów. I nie będą brać jeńców! Wśród nich będzie pewnie nowy Disney (wielka recesja 1929 r.), Mailchimp (dotcom bubble 2001 r.), Uber, Airbnb, Dropbox, Groupon (kryzys finansowy 2008/2009)
"W prosperity startupy pukają do korporacji,
w kryzysie startupy burzą korporacje"
6 lekcji dla firm

Firmy, które chcą odnosić sukcesy w nowej rzeczywistości muszą nauczyć się:

  1. Antycypować przyszłość - poza nałogowo konsumowanymi analizami, nauczyć się wyobrażać sobie przyszłość i budować potencjalne scenariusze.
  2. Rozwijać przedsiębiorczość wewnętrzną - ideą jest, aby budować kultury i organizacje, które będą potrafiły replikować sukcesy, wymyślać się wciąż na nowo. W pracownikach drzemie ogromna wiedza, świetne zrozumienie branży.
  3. Gnać z digitalizacją jak szalone!
  4. Szukać nowych źródeł przychodów i budować nowe rozwiązania na 3 horyzontach - czas kryzysu to nie czas na drobne inkrementalne usprawnienia - to czas na wielkie skoki!
  5. Eksperymentować - niepewnej przyszłości, tak samo jak nowych rynków nie bada się, a odkrywa; niezbędne jest przyzwolenie na eksperymentowanie i porażki.
  6. Human Centered Design - kluczem do "new normal" poza makroekonomią będzie postawienie człowieka i jego ewoluujących potrzeb, obaw i nawyków w centrum. Teraz jest moment na zaoferowanie nowych rozwiązań, które ułatwią życie, zapewnią bezpieczeństwo i pozwolą zrealizować nowe plany.
  7. Budować "startupy"!




Made on
Tilda